niedziela, 12 sierpnia 2012

28 Jesteście popier...

Po raz kolejny daję wam do przeczytania dzieło Justyny i moja, mamy nadzieję, że tak jak ostatnio ta część także przypadnie wam do gustu. Jeśli chcecie być informowani o kolejnych rozdziałach wpiszcie się na listę czytelników na górze strony.

Miłej lektury!


* Kilkanaście minut wcześniej oczami Lou*

  Żwawym krokiem wmaszerowałem do mieszkania, rzucając na stół poranną gazetę. Artykuł o psychicznie chorej Eleanor rozbawił mnie do łez. Już miałem robić sobie kawę, gdy usłyszałem dziwny dźwięk. Głos dziecka. Dziecka?
-Klęcone, klęcone, locki - wychyliłem głowę zza rogu i zajrzałem do salonu. Na kanapie spał Harry, a obok niego siedział mały chłopiec, łudząco do niego podobny, który bawił się jego włosami.
  Chciałem się wycofać, ale wpadłem na szafkę i wtedy malec obrócił się w moją stronę. Spojrzał na mnie wystraszony, a następnie na jego buźkę wpełznął ogromny uśmiech.
-Ceść - odpowiedział wesoło, schodząc z kanapy, po czym podszedł do mnie i wyciągnął dłoń. - Mam na imię Mike i mam cy latka. - Nie mogłem się powstrzymać, dlatego posłałem chłopcu szeroki uśmiech i kucnąłem, ściskając lekko jego małą rączkę.
-Cześć. Mam na imię Louis i mam bardzo dużo lat - rzekłem spokojnie. - Co tu robisz?
-Mama jest u lekaza, wujek Haly się mną opiekuję. Bawiliśmy się, ale on zasnął! Lubi spać, wies? - powiedział z wielkim przejęciem.
-Tak, Harry bardzo dużo śpi. Jesteś głodny? - zapytałem, a malec pokiwał ochoczo głową. - Chodź, wujek Louis zrobi ci coś dobrego.
  Wziąłem Mike'a na ręce i posadziłem go na krześle w kuchni. Chłopiec rozglądał się z zaciekawieniem po całym pomieszczeniu, gdy ja studiowałem kartkę, znalezioną na ladzie. Mama chłopca, kimkolwiek jest, zrobiła cały spis, co dziecko ma zjeść i o jakiej porze. Zerknąłem na zegarek i doszedłem do wniosku, że pora w sam raz na budyń.
-Jak ma na imię twoja mama? - spytałem, gdy po kilku chwilach radosnej rozmowy, postawiłem przed malcem miseczkę czekoladowego budyniu.
-Dzema, a cemu pytas? - spojrzał na mnie swoimi wielkimi, zielonymi oczyma, że przez chwilę miałem wrażenie, iż patrzę na mini kopię Hazzy.
-Jesteś podobny do mamy, no i do wujka Harry’ego - uśmiechnąłem się ciepło.
-O tak! Mama mówi, ze jestem taki bzdąc jak Haly! To dobze? - spytał z zaciekawieniem, pałaszując budyń, brudząc przy tym całą swoją buzię.
-Bardzo dobrze - odpowiedziałem. Gdy mały zjadł, wziąłem go na ręce i zacząłem myć mu buźkę. Nagle do kuchni wszedł zaspany Hazza.
-Co mnie ominęło? - spytał półprzytomny.
-Pysny budyń! - zawołał Mike, w dodatku mnie opluwając.
-Mike, pokażemy wujkowi naszą sztuczkę. Niewidzialny Michael! - zawołałem, a chłopczyk schował twarz w zagłębieniu mej szyi. W tym momencie szybko ucałowałem Harry'ego, aby zdążyć przed spojrzeniem dziecka.
-Czyli to prawda? - usłyszałem kobiecy głos, a gdy cała nasza trójka spojrzała w kierunku drzwi, zobaczyliśmy Pati.
-Ładne jaja tu widzę, czy ktoś mi to wyjaśni? Do cholery chłopaki o co tu chodzi? Co to za dziecko? Czy wyście już całkiem oszaleli?

-Cześć Pat, co słychać? - odrzekł Louis, jak gdyby nigdy nic.
-Hej! Gdzie masz Zu, na pewno polubiłaby Mike'a! - zawołał wesoło Harry, czochrając dziecku włosy.

-Louis jeszcze moment a wyjdę z siebie i stanę obok. Mike przepraszam za słowa ale czy was już całkiem popierdoliło? Nie wiem co się z wami stało, ale chyba z chuja spadliście nie wiem, który z czyjego ale mnie to chyba przerosło!
-Wiesz, o czym ona mówi?
-Nie, a Ty Haz?
-Nie mam bladego pojęcia. Wyjaśnisz nam Pat, bo chyba nie ogarniam? Mike, idź do mojego pokoju po swoje zabawki i rozłóż w salonie, zaraz przyjdę - powiedział Harry, a malec zeskoczył z uścisku Lou i grzecznie poczłapał na górę.
-Kpicie sobie ze mnie czy o drogę pytacie? Dzwoni do mnie znajomy dziennikarz i sypie mi takimi pociskami, że nie wiem jak się nazywam i wyobraźcie sobie, że to wszystko przez wasze akcje!
Teraz to już mnie rozjebaliście, wchodzę do domu a wy zrobiliście sobie dziecko i jeszcze się przy nim całujecie? O co tu chodzi?!
-Harry, hahahaha... Trzymaj...hahahaah....mnie, bo umarłem!
 Hahahaha!- zawołał Lou, rycząc ze śmiechu.
- Pat, Ty myślisz, hahahahaa, że Mike to hahahaa nasze dziecko?!
-Ja pierdolę, jaki sajgon - zaśmiał się Hazza, leżąc na podłodze.
-A co ja do cholery mam myśleć wchodzę tu, wy całujecie się, obok was małe dziecko. Do tego dochodzą mnie  słuchy, że El jest w wariatkowie bo ty dałeś jej kosza wybierając Hazze! Jak do cholery mam być waszym rzecznikiem jak nie mam pojęcia co sie tu dzieje!?
-Prasa się dowiedziała o nas?! Simon nas zajebie! - jęknął Louis, chowając twarz w dłoniach.
-Że co!? Nie, błagam, Pat, wszystko wyjaśnimy, serio, ale powiedz, że ludzie nie wiedzą o Larry'm, że jest prawdziwy! - wrzasnął Haz.
-Najpierw to ja was zajebie a dopiero potem wujek Simon! Co wy sobie wyobrażacie?! Pomyśleliście o innych?! Liam Niall Zayn wiedzą?! Jeśli nie, to spokojnie jutro wszystko przeczytają w gazetach.
-Dobra, porozmawiajmy na spokojnie - szepnął Louis, gestem dłoni prosząc, by wszyscy usiedli przy stole.
 - To prawda, ja i Harry jesteśmy razem, ukrywaliśmy się i staraliśmy się to robić dobrze. Poza tym, Niall wie, nie wiem skąd, ale wiem, że wie.
-A Mike nie jest naszym synem, tylko moim siostrzeńcem. Gemma jest u lekarza i podrzuciła mi go, abym się nim zaopiekował.

W tym momencie usłyszeliśmy jak ktoś wchodzi do domu. Po chwili naszym oczom ukazał się Zayn trzymający Zu na rękach.
-no do sobie pogadaliśmy oparłam głowę o stół. Kiwnęłam głową do Hazzy aby jakoś pozbył się Malika i Zu.
-Wujku, pobawisz się ze mną? Lazem z wujkiem Lou? - nagle w drzwiach pojawił się Mike, dzierżąc ogromnego niedźwiadka.
-Ooo! A kogo my tu mamy, spójrz Zu! Mamy kolegę, cześć, jak masz na imię? - zawołał radośnie Malik, kucając z dziewczynką przed chłopcem,
-Ceść, mam na imię Mike i mam cy latka. A Wy? - chłopczyk podał im nieśmiało dłoń.
-Jestem Zayn, a to jest Zu, co tutaj masz?
-Mojego misia, chcecie się ze mną pobawić? Bo wujek Haly i Lou plowadzą lozmowę z tą panią - powiedział słodko chłopczyk.
-Wujek? Louis, Lottie dorobiła się dziecka w tak młodym wieku?
-To syn Gemmy, kretynie - warknął Tomlinson.
-Zajmiesz się nim, proszę? Muszę z nimi pogadać.
-Dla Ciebie wszystko, Pati - Zayn uśmiechnął się szeroko i złapał Mike'a za rączkę. - Chodź, szkrabie, pobawimy się w trójkę!
-Dobra, możemy już spokojnie pogadać, jak rozumiem chłopaki mają nadal nic nie wiedzieć?
-Nie wiem, boję się, jak zareagują. Może Liam okej, ale Zayn... Wiesz, jak w jego religii patrzą na homo. Nie wiadomo, jak zareaguje - szepnął Louis.
-Ej, serio media wiedzą, czy da się to odwrócić? - zapytał nagle Harry

-Dobra mówicie wszystkim albo nikomu, czyli sądzę, że lepiej nikomu. Z mediami swoją działkę załatwiłam koleś o was nie napisze, wcisnęłam mu jakąś ściemę. Ale teraz pytam się was co dalej zamierzacie?
-Ja... Boże, nie sądziłem, że to się stanie tak szybko. Chcemy powiedzieć, tylko boimy się reakcji.
-Nie, Lou, nie my. TY się boisz. Chciałem zauważyć, że cały świat wie, iż jestem biseksualny. A ty robisz problemy, bo wolisz facetów.
-Hazz, nie zaczynaj znowu - jęknął Louis.
-Ale ja mówię prawdę. Czemu się nie ujawnimy? Jest tylu shipperów Larry'ego! - zauważył Haz
-Ale jest też dużo hejterów. Chcę Cię chronić.
-Patrzcie, znalazł się Tomlinson! Miłosierny samarytanin! - warknął ironicznie Harry.
-Spokój dzieciaki! Ja sądzę podobnie jak Lou jeśli chcecie się ujawnić ok, ale jeszcze nie teraz, niech sytuacje trochę ostygnie.  Tylko odpowiedzcie mi na jedno pytanie dlaczego mi nie powiedzieliście, przecież gdybym nie świeciła za wami oczami wiecie co by było?
-To nie takie proste! Ufamy Ci i w ogóle, ale wiesz... Mogłabyś nie być taka wyrozumiała...
-Skąd mogliśmy wiedzieć, że nie nakablujesz Cowell'owi, a ten nie wysłałby nas na jakichś obóz, leczący homo? - zauważył Hazza.
-Do cholery wy w ogóle mi nie ufacie? Wiecie co, może faktycznie lepiej będzie jak poszukacie innego rzecznika, nie będę pracować z kimś komu mam pomagać nie mając żadnych informacji. Nie wyobrażam sobie tego dalej, ode mnie nic nie wypłynie możecie być spokojni ale dalej będziecie musieli radzić sobie sami
-Nie, Pat, błagam Cię, nikomu nie ufamy tak, jak Tobie. Jesteś wspaniałą osobą, wyciągnęłaś nas z tylu kłopotów. Błagam, nie zostawiaj nas teraz - powiedział Louis, błagalnym tonem.
-Lou ma rację, nie damy rady bez Ciebie. Wiemy, że powinniśmy iść najpierw do Ciebie, ale sama przyznaj, że nasza sytuacja nie jest komfortowa. Proszę, nie osądzaj nas.
-nie sądzę żeby to był dobry pomysł chłopaki. To nie będzie też fair z mojej strony w stosunku do Zayna jeśli będę to przed nim ukrywać. Czego wy teraz ode mnie oczekujecie?
-Wsparcia, po prostu. Obiecujemy Ci już mówić wszystko, nawet zanim to przemyślimy - odrzekł pewnie Tommo. - Masz moje słowo harcerza.
-Ty nie byłeś harcerzem - wtrącił się Loczek.
-Haz, nie zaczynaj po raz kolejny! Tak się mówi! To jak, Pat, pomożesz nam przebrnąć?
-Boję się tego tak samo jak wy, ale raz się żyje... teraz musimy opracować plan co zrobić jeśli El pójdzie z tym go gazet wtedy na prawdę nic nie będę mogła zrobić. Tylko teraz najważniejsze musicie mi powiedzieć jak było na prawdę a potem ustalimy wspólną wersję.
-To długa historia. Umówiliśmy się z Hazzą tutaj, w mieszkaniu, na wiesz, romantyczny wieczór. Wszystko miałem przygotować, a gdy przyjechałem, była tu Eleanor. Gadała o rocznicy, świętowaniu, wpakowała we mnie szampana, zrobiło mi się słabo. - zaczął Louis.
-Ta ździra dosypała czegoś Lou do picia i chłopak zaliczył zgon. Gdy przyjechałem, zastałem ją zabawiającą się z nim, nieprzytomnym. No to ją odepchnąłem, skułem kajdankami i pomogłem Lou się ogarnąć. Potem nas trochę... Poniosło, jeśli wiesz o czym mówię... - kontynuował Harry.
-To ją odpiąłem i wyrzuciłem z mieszkania, gdy prosiła, byśmy nie robili tego przy niej. A na drugi dzień przeczytałem w gazecie, że potrącił ją samochód i jest w psychiatryku.
-Kurwa nie wierzę, wiecie, że jesteście popierdoleni? Kurwa chyba kiedyś o was książkę napiszę, ale to potem jak ogarniemy temat. Zgodnie z tym co mówicie to El też sporo ryzykuje bo coś ci dosypała, nie wiecie co to było prawda? –chłopcy pokręcili tylko głowami- Szkoda wtedy byłoby dużo prościej ją udupić. Kwestia jeszcze jedna czy ona na prawdę ześwirowała, jeśli tak to będzie niepoczytalna, czyli nikt jej nie będzie słuchał poza brukowcami, ale jeśli nie to mamy... mamy spory problem. 




Komantujcie, oceniajcie, chwalcie, krytykujcie :)

11 komentarzy:

  1. Powiem Ci szczerze że nie mam pojęcia co napisać.
    NIe spodziewałam się że Larry jest prawdziwy, myślałam że to tylko tak żeby odstraszyć EL.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham Larrego i cieszę się bardzo, że jest prawdziwy :P
    Rozdział genialny ^^
    Czekam na next!
    @Kadi1504

    OdpowiedzUsuń
  3. S U P E R !!!
    L A R R Y !!!
    I S !!!
    R E A L !!!
    kocham twojego bloga normalnie jestem uzależniona :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Super rozdział ;)
    Ciekawe co się dalej wydarzy ;)
    Czekam na next ;)
    Zapraszam do siebie :
    http://morethanthis-1dstory.blogspot.com/
    Mwahh <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaa!! Jaram się *__* Larry is real biczys!! Wiedziałam. Nie zwątpiłam w to nigdy. <3 oni są tacy słodcy. A ten Mike to jest przeuroczy. Elka w psychiatryku hahahaha. Dobre. Czekam na kolejny cudny rozdział. ZAPRASZAM SERDECZNIE NA becausetruelovecannothide.blogspot.com [Larry, Niam]WŁAŚNIE POJAWIŁ SIĘ ROZDZIAŁ 4.

    OdpowiedzUsuń
  6. nie pasuje mi coś że Harry i Louis razem, no ale cóż, to Twoje opowiadanie;) Jest ok i czekam na więcej;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Fajny myślałam ze larry był tylko by pozbyć sie El. Ciekawa jestem co będzie dalej pisz jaknajszybciej kolejny
    Zapraszam do mnie http://mystoryaboutonedirection.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  8. I dont like Larry ! No ale jakoś to przeżyję .... Ogólnie fajnie !

    OdpowiedzUsuń
  9. Uwielbiam twoje opowiadanie ;))

    OdpowiedzUsuń
  10. Uwielbiam ! Chodź miałam szczerze nadzieję,że Larry nie jest prawdziwy, ale spoko dam radę z nimi :D DAWAJ NASTĘPNY !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!♥

    OdpowiedzUsuń
  11. A ѕtretch mаrκ is really a scarring that takеs
    place ωhen the ѕkіn that stretches beyond
    іts capacitу.

    Take а loοk at my web blog ... visit here
    My webpage > browse

    OdpowiedzUsuń